sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 9

- Monika! Wstawaj, Matt przyszedł! – krzyczała mi do ucha znana mi osóbka. Otworzyłam oczy i zobaczyłam rumianą twarz Irmy.
- Co? Już wstaję. Która godzina? – wymruczałam, drapiąc się po głowie.
- Prawie jedenasta! Wstawaj śpiochu. – uśmiechnęła się. – Już wstała! – ryknęła przez uchylone drzwi, w których chwilę potem pojawił się Matt z czerwoną teczką w ręku.
- Co to? – spytałam, zerkając na tekturowy przedmiot.
- Zgadnij… - mrugnął do mnie.
- Nie wierzę… Tak szybko udało ci się załatwić? – szeroko otworzyłam oczy. Miałam świadomość, że na wizę z reguły czeka się miesiącami, a ja dostałam w przeciągu jednego dnia.
- Moja siostra jest gotowa zrobić dla mnie wszystko. – uśmiechnął się.
- Świetnie. Szukałam biletów. Najbliższe loty są przewidziane na siedemnasty grudzień.
- To w sam raz. – ponownie ukazał rząd białych zębów.
- Właśnie. Idę się ubrać i porozmawiamy. Poczekaj momencik. – powiedziałam i wzięłam z fotela stertę poskładanych ubrań. Narzuciłam na siebie jeansy, ciepły sweterek i tradycyjnie zaplotłam długiego warkocza, po czym wróciłam do pokoju. Matt stał przy komodzie i oglądał moje zdjęcia.
- Gdzie to było? – wskazał na fotografię, na której siedzę przy fortepianie.
- To? – zastanowiłam się. – Chyba w filharmonii w zeszłym roku, a co?
- Grasz na fortepianie?! – zdziwił się.
- Tak. Bardzo długo… - uśmiechnęłam się, wskazując na instrument stojący w rogu pokoju.
- Człowiek renesansu z ciebie.
- Nie przesadzaj. – odparłam. – Przepraszam cię Matthew, ale śpieszę się na wykłady. Pogadamy wieczorem? – spytałam.
- Oczywiście. Już się zmywam. Hej. – dostałam buziaka na pożegnanie i Matt zniknął za drzwiami.

Poszłam do kuchni i zjadłam śniadanie. Wpakowałam w siebie garść lekarstw uodparniających, złapałam torbę i wyszłam z mieszkania. Przedzierając się przez gęste zaspy śniegu dotarłam do budynku uczelni. Tradycyjnie spotkałam… Kogo? Ivana…
- Cześć ślicznotko. Co słychać? – zaczął szczebiotać.
- Nic ciekawego.
- Słyszałem, że wyjeżdżasz. – męczył mnie.
- Owszem. – mruknęłam nie zerkając na niego.
- Na ile? – drążył temat.
- Prawdopodobnie na kilka miesięcy. – miałam świadomość, że kilka miesięcy może się przedłużyć do wieczności, jednak nie dawałam mu tego po sobie poznać.
- Aż tak długo? Jak ja tu wytrzymam bez ciebie?! – podryw mu w żadnym wypadku nie wychodził.
- Nie martw się, wytrzymasz. – przyspieszyłam kroku i kilka chwil później znalazłam się w sali wykładowej. Usiadłam bliżej, żeby nie spotkać mojego adoratora. Wykład był całkiem ciekawy. Zrobiłam notatki, a na marginesie tradycyjnie narysowałam dziesiątki serduszek, ślicznie się uśmiechając do kratkowanych kartek. Moje natchnienie artystyczne skończyło się równo z wkładem niebieskiego długopisu. Kilkanaście minut po trzeciej wyszłam w budynku uniwersytetu i pognałam prosto do autobusu, żeby przedostać się na lotnisko. Zdobyłam bilet. Teraz brakowało mi tylko i wyłącznie szczęścia. Wróciłam do domu i zaczęłam się pakować. Gdy dopinałam zamek walizki, ręce zaczynały mi się trząść. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Byłam silna i starałam się nie poddawać, jednak to nie było takie proste w obliczu śmierci. Najgorsze chwile dopiero przede mną, kiedy będę musiała się ze wszystkimi pożegnać. Na szczęście w tej samej chwili do pokoju wkroczył uśmiechnięty Matt. Gwałtownie się wyprostowałam i  stanęłam przed chłopakiem.
- Spakowana? – spytał.
- Tak. - otarłam policzek wierzchem dłoni.
- Ty płaczesz? – złapał mnie za rękę i mocno przytulił.
- Nie… - mruknęłam cicho, jednak po chwili cały rękaw jego koszulki stał się mokry.
- Monika, powinnaś się przecież cieszyć. – powiedział.
- Cieszyć? – spytałam zadziwiona. – Znalazłam się pomiędzy młotem, a kowadłem. Możliwe, że nigdy już tu nie wrócę, że nigdy się z wami nie zobaczę… - wychlipałam.
- Albo do końca życia będziesz tu z nami, zdrowa. – dokończył. Kiedy mnie już puścił, jeszcze raz mnie pocałował i po chwili stałam przed drzwiami. Pożegnałam się jeszcze z Moniką i Jurijem, a potem Matt odwiózł mnie na lotnisko. Tam czekało na mnie najgorsze.
- Kocham cię… - wyszeptał mi do ucha, poczym namiętnie mnie pocałował. Odpowiedziałam mu tym samym. Za chwilę usłyszeliśmy komunikat, że mój samolot odlatuje za kilkanaście minut.
- Zobaczymy się za niedługo, obiecuję. – Przyciągnął moją dłoń do swojego serca.
- Wiem Matt. – niemrawo się uśmiechnęłam i poszłam w kierunku odprawy. Widziałam jak mój chłopak stoi nieruchomo, odprowadzając mnie wzrokiem. Wkrótce zniknęłam za ciemnymi drzwiami, ciągnąc za sobą swój bagaż.  


Jestem. Powracam :D Z nowym pomysłem, mam nadzieję, że się będzie podobać. Jak tam u Was pierwszy dzień wakacji? ;)

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Taaaak :)
      witam, dobrze Cię znów "widzieć ". Rozdział świetny jak każdy. Mam nadzieję, że Monika wyzdrowieje,
      Nie mogę już doczekać się kolejnego :)

      Pozdrawiam :)
      http://zwyklyczas.blogspot.com/

      Usuń
    2. dzięki:) kolejny już niebawem :D

      Usuń
    3. zapraszam serdecznie na nowy rozdział :)
      http://zwyklyczas.blogspot.com/

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Super, ze w koncu powracasz! Mysle, ze Twoj "pomysl" z ktorym wrocilas bedzie ciekawy. Mam nadzieje, ze Monika szybko wyzdrowieje i wroci do recznej..no i, zeby ulozylo jej sie z Mattem :D
    Co ile masz zamiar dodawac rozdzialy? Mam nadzieje, ze czesto :D
    Pozdrawiam i do nastepnego! A i dobrze spedzonych wakacji zycze :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że wracasz :) Mam nadzieję, że Monika wyzdrowieje i zacznie układać sobie życie z Mattem bo to dobry chłopak i widać, że jej na niej zależy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Na taki rozdział warto było czekać :)
    Wyzdrowieje, prawda? Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie fighting--for--happiness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń