- Monika!
Wstawaj, Matt przyszedł! – krzyczała mi do ucha znana mi osóbka. Otworzyłam
oczy i zobaczyłam rumianą twarz Irmy.
- Co? Już
wstaję. Która godzina? – wymruczałam, drapiąc się po głowie.
- Prawie
jedenasta! Wstawaj śpiochu. – uśmiechnęła się. – Już wstała! – ryknęła przez
uchylone drzwi, w których chwilę potem pojawił się Matt z czerwoną teczką w
ręku.
- Co to? –
spytałam, zerkając na tekturowy przedmiot.
- Zgadnij… -
mrugnął do mnie.
- Nie
wierzę… Tak szybko udało ci się załatwić? – szeroko otworzyłam oczy. Miałam
świadomość, że na wizę z reguły czeka się miesiącami, a ja dostałam w przeciągu
jednego dnia.
- Moja
siostra jest gotowa zrobić dla mnie wszystko. – uśmiechnął się.
- Świetnie.
Szukałam biletów. Najbliższe loty są przewidziane na siedemnasty grudzień.
- To w sam
raz. – ponownie ukazał rząd białych zębów.
- Właśnie.
Idę się ubrać i porozmawiamy. Poczekaj momencik. – powiedziałam i wzięłam z
fotela stertę poskładanych ubrań. Narzuciłam na siebie jeansy, ciepły sweterek
i tradycyjnie zaplotłam długiego warkocza, po czym wróciłam do pokoju. Matt
stał przy komodzie i oglądał moje zdjęcia.
- Gdzie to
było? – wskazał na fotografię, na której siedzę przy fortepianie.
- To? –
zastanowiłam się. – Chyba w filharmonii w zeszłym roku, a co?
- Grasz na
fortepianie?! – zdziwił się.
- Tak.
Bardzo długo… - uśmiechnęłam się, wskazując na instrument stojący w rogu
pokoju.
- Człowiek
renesansu z ciebie.
- Nie
przesadzaj. – odparłam. – Przepraszam cię Matthew, ale śpieszę się na wykłady.
Pogadamy wieczorem? – spytałam.
-
Oczywiście. Już się zmywam. Hej. – dostałam buziaka na pożegnanie i Matt
zniknął za drzwiami.
Poszłam do
kuchni i zjadłam śniadanie. Wpakowałam w siebie garść lekarstw uodparniających,
złapałam torbę i wyszłam z mieszkania. Przedzierając się przez gęste zaspy
śniegu dotarłam do budynku uczelni. Tradycyjnie spotkałam… Kogo? Ivana…
- Cześć
ślicznotko. Co słychać? – zaczął szczebiotać.
- Nic
ciekawego.
- Słyszałem,
że wyjeżdżasz. – męczył mnie.
- Owszem. –
mruknęłam nie zerkając na niego.
- Na ile? –
drążył temat.
-
Prawdopodobnie na kilka miesięcy. – miałam świadomość, że kilka miesięcy może
się przedłużyć do wieczności, jednak nie dawałam mu tego po sobie poznać.
- Aż tak
długo? Jak ja tu wytrzymam bez ciebie?! – podryw mu w żadnym wypadku nie wychodził.
- Nie martw
się, wytrzymasz. – przyspieszyłam kroku i kilka chwil później znalazłam się w
sali wykładowej. Usiadłam bliżej, żeby nie spotkać mojego adoratora. Wykład był
całkiem ciekawy. Zrobiłam notatki, a na marginesie tradycyjnie narysowałam
dziesiątki serduszek, ślicznie się uśmiechając do kratkowanych kartek. Moje
natchnienie artystyczne skończyło się równo z wkładem niebieskiego długopisu. Kilkanaście
minut po trzeciej wyszłam w budynku uniwersytetu i pognałam prosto do autobusu,
żeby przedostać się na lotnisko. Zdobyłam bilet. Teraz brakowało mi tylko i
wyłącznie szczęścia. Wróciłam do domu i zaczęłam się pakować. Gdy dopinałam
zamek walizki, ręce zaczynały mi się trząść. Nie potrafiłam nad sobą zapanować.
Byłam silna i starałam się nie poddawać, jednak to nie było takie proste w
obliczu śmierci. Najgorsze chwile dopiero przede mną, kiedy będę musiała się ze
wszystkimi pożegnać. Na szczęście w tej samej chwili do pokoju wkroczył uśmiechnięty
Matt. Gwałtownie się wyprostowałam i
stanęłam przed chłopakiem.
- Spakowana?
– spytał.
- Tak. -
otarłam policzek wierzchem dłoni.
- Ty
płaczesz? – złapał mnie za rękę i mocno przytulił.
- Nie… -
mruknęłam cicho, jednak po chwili cały rękaw jego koszulki stał się mokry.
- Monika,
powinnaś się przecież cieszyć. – powiedział.
- Cieszyć? –
spytałam zadziwiona. – Znalazłam się pomiędzy młotem, a kowadłem. Możliwe, że
nigdy już tu nie wrócę, że nigdy się z wami nie zobaczę… - wychlipałam.
- Albo do
końca życia będziesz tu z nami, zdrowa. – dokończył. Kiedy mnie już puścił,
jeszcze raz mnie pocałował i po chwili stałam przed drzwiami. Pożegnałam się
jeszcze z Moniką i Jurijem, a potem Matt odwiózł mnie na lotnisko. Tam czekało
na mnie najgorsze.
- Kocham cię…
- wyszeptał mi do ucha, poczym namiętnie mnie pocałował. Odpowiedziałam mu tym
samym. Za chwilę usłyszeliśmy komunikat, że mój samolot odlatuje za kilkanaście
minut.
- Zobaczymy
się za niedługo, obiecuję. – Przyciągnął moją dłoń do swojego serca.
- Wiem Matt.
– niemrawo się uśmiechnęłam i poszłam w kierunku odprawy. Widziałam jak mój
chłopak stoi nieruchomo, odprowadzając mnie wzrokiem. Wkrótce zniknęłam za
ciemnymi drzwiami, ciągnąc za sobą swój bagaż.
Jestem. Powracam :D Z nowym pomysłem,
mam nadzieję, że się będzie podobać. Jak tam u Was pierwszy dzień wakacji? ;)
Pierwsza ?
OdpowiedzUsuńTaaaak :)
Usuńwitam, dobrze Cię znów "widzieć ". Rozdział świetny jak każdy. Mam nadzieję, że Monika wyzdrowieje,
Nie mogę już doczekać się kolejnego :)
Pozdrawiam :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/
dzięki:) kolejny już niebawem :D
Usuńzapraszam serdecznie na nowy rozdział :)
Usuńhttp://zwyklyczas.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Super, ze w koncu powracasz! Mysle, ze Twoj "pomysl" z ktorym wrocilas bedzie ciekawy. Mam nadzieje, ze Monika szybko wyzdrowieje i wroci do recznej..no i, zeby ulozylo jej sie z Mattem :D
OdpowiedzUsuńCo ile masz zamiar dodawac rozdzialy? Mam nadzieje, ze czesto :D
Pozdrawiam i do nastepnego! A i dobrze spedzonych wakacji zycze :D
dzięki :D dużo słońca ;)
UsuńDobrze, że wracasz :) Mam nadzieję, że Monika wyzdrowieje i zacznie układać sobie życie z Mattem bo to dobry chłopak i widać, że jej na niej zależy :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNa taki rozdział warto było czekać :)
OdpowiedzUsuńWyzdrowieje, prawda? Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej :D
Pozdrawiam i zapraszam do siebie fighting--for--happiness.blogspot.com
dzięki:)
Usuń