piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 16

9 miesięcy później…
            
      Doszły mnie słuchy, że Irma urodziła zdrowego chłopca. Z jednej strony cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, a z drugiej dalej jestem zawiedziona. Wszystko zaczęło się układać w logiczną całość, kiedy pewnego dnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a w drzwiach ujrzałam osobę, której nigdy w życiu bym się nie spodziewała. W progu stał Ivan i paskudnie się do mnie uśmiechał.
- Witaj! – powiedział szczerząc się niemiłosiernie.
- Czego chcesz? Przecież nie przeteleportowałeś się tutaj, żeby mnie zobaczyć.
- Może nie, ale masz coś co należy do mnie. – zaczynałam się coraz bardziej bać.
- Niby co? – spytałam.
- Cały rok byłaś zajęta, a z tego co wiem już nie jesteś. – wszedł do mieszkania.
- I co w związku z tym? – cofnęłam się do tyłu.
- Może wróciłabyś do Kazania. Do mnie. – schował ręce do kieszeni opierając się o ramę drzwi.
- Do ciebie? Wybacz, ale nie pasujemy do siebie. – uniosłam ręce w geście protestu, natomiast on wyciągnął z kieszeni nóż. Moja mina mówiła sama za siebie. Zatrzasnął drzwi i podszedł bliżej. Nie pozostało mi nic innego jak zamknąć się w jednym z pokoi. Szukanie kluczy nie było teraz dobrym pomysłem, gdyż moje ręce trzęsły się cały czas.

Z perspektywy Matt’a…
           
     Miałem dosyć takiego życia. Życia bez niej. Powiedziałem trenerowi, że wyjeżdżam w bardzo ważnej sprawie na dwa dni. Ponieważ nigdy nie rezygnowałem z treningów, jak najbardziej się zgodził. Teraz byłem już na lotnisku w Wołgogradzie i szukałem na mapie ulicy, na której mieszkała Monika. Nie miała pojęcia, że przyjeżdżam. Miałem przy sobie dokument, który był dowodem na to, że mały Martin nie jest moim synem. Nie mogłem pojąć, że Irma cały czas nas oszukiwała, a szczególnie Monikę i Jurija.
            Okazało się, że osiedle na którym mieszkała moja piłkarka było całkiem niedaleko. Dotarłem tam pieszo. Pokonałem kilka schodków i znalazłem się pod mieszkaniem Moniki. Od początku czułem, że coś jest nie tak. Usłyszałem krzyk, a potem ciszę. Wpadłem przez drzwi, a to co tam zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach.

A Monika…

- Proszę porozmawiajmy spokojnie. – motałam się.
- Przed chwilą nie chciałaś rozmawiać. – złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a ja zamarłam. – Popatrz, tym nożem mogę wydłubać twoje śliczne oczka, a potem odciąć paluszki. – wtedy wiedziałam, że to psychopata. Postanowiłam trochę z nim ponegocjować.
- Co będziesz z tego miał? – spytałam roztrzęsionym głosem.
- Zabawę. – roześmiał się.
- Nie masz innych pomysłów? – napomknęłam błyskotliwie, na co on parsknął jeszcze głośniej.
- Wiesz, że mam. – poruszył brwiami i zbliżył się jeszcze bardziej, łapiąc mnie tym razem za plecy, a drugą ręką trzymającą nóż sięgnął do tylnej strony mojej szyi. Odruchowo krzyknęłam, czym rozzłościłam Ivana. Poczułam, jak po moim karku spływa krew. Zacisnęłam zęby i starałam się to wytrzymać.
- Zamknij się, bo już nigdy nie zobaczysz Ani Matt’a, ani Irmy, ani naszego synka. – powiedział.
- Słucham?! – zaczynałam rozumieć. – Martin… To twój syn? Dziecko Irmy… - z jednej strony skakałam z radości, a z drugiej płakałam z własnej głupoty. Czemu nie uwierzyłam Matt’owi. Zdawałam sprawę, że jeśli nic nie zrobię, to nie zdążę go już nigdy przeprosić. W tej samej chwili drzwi do mieszkania gwałtownie się otworzyły, a w progu stanął Anderson. Ivan popchnął mnie i upadłam, wyrywając z jego ręki nóż. Usłyszałam wiązankę przekleństw, która poprzedziła dwa potężne ciosy, które Matt wymierzył napastnikowi. Kilkanaście minut później zjawiła się policja, a ja siedziałam bezpieczna, wtulona w ramiona mojego bohatera.


Opis jak z dobrej komedii romantycznej, ale coś mnie podkusiło, żeby trochę zironizować ostatnie zdania J W niedzielę epilog, a w poniedziałek I rozdział „W obliczu śmierci…”. Pozdrawiam J  

czwartek, 29 sierpnia 2013

Nowe opowiadanie :)

Tak jak przepowiadałam :D tworzę nowe opowiadanie. Blog już powstał, a pierwszy rozdział dodam prawdopodobnie początkiem przyszłego tygodnia, jak skończę A teraz zaczekaj... :) 
Wpadniecie? :)

http://w-obliczu-smierci.blogspot.com/

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 15

- Żartujesz?! – krzyknęłam do słuchawki.

- Nie. To prawda.

- O mój boże, potrzebna ci pomoc?! Mogę zerwać kontrakt, jeśli mnie potrzebujesz! – zapewniałam ją.

- Nie Monika, nie przejmuj się mną. Już dość napsułam ci życie.

- O czym ty mówisz?! Zawsze byłaś dla mnie jak siostra.

- Monia, ty nic nie wiesz… - zaczęła płakać.

- O czym?! – zaczął mi drżeć głos.

- To dziecko… - zamilkła. – Jest Matt’a.

Wszystko się we mnie zagotowało. Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. To był dla mnie cios.

- Matt’a? – powoli wypowiedziałam już doszczętnie znienawidzone imię. – To znaczy, że dziewczyna,  którą wtedy całował…

- To byłam ja…

- I ty robiłaś mi jeszcze nadzieje, że to wszystko się jakoś ułoży?! – krzyczałam.

- Nie wiedziałam, że to wszystko się tak potoczy!

- Czy ty nie miałaś biologii w szkole?! Nie wiesz skąd się dzieci biorą? – nie panowałam nad sobą.

- Tak?! Czyli ja mogę nie mieć żadnych uczuć. Zostawiłaś go! To była chwila słabości…

- Chwila słabości… Nie mam zamiaru o tym z tobą rozmawiać. – rozłączyłam się i utkwiłam wzrok w kontenerze za oknem. Nie mogłam znieść myśli, że osoba z którą wiązałam przyszłość, potraktowała mnie gorzej niż psa! Wyciągnęłam stary telefon i znalazłam numer Matt’a.

- Monika?! Posłuchaj mnie proszę! – usłyszałam w słuchawce dobrze znany mi głos.

- Mam cię słuchać?! Już dość się nasłuchałam historii o tym jak mnie zdradzałeś! – nie pohamowałam już swojego płaczu.

- Jakich historii! O czym ty mówisz. Kiedy widziałaś mnie z tą dziewczyną… Masz prawo wyzywać mnie od najgorszych. Nienawidzę się za to, ale przysięgam ci, że nic więcej między nami nie zaszło. Poznałem ją w klubie. Nie wiedziałem czy wrócisz… Nie mogłem znieść myśli, że mogę cię stracić. Zrozum mnie, błagam…

- A o Irmie już nie wspomnisz?! Gratulację, bo z tego co wiem, to za dziewięć miesięcy zostaniesz tatą!

- Co ty… To jest niemożliwe!

- Niemożliwe?! Proszę cię… Nie mów, że i tobie mam tłumaczyć skąd się biorą dzieci…

- Ale Monika, kto ci naopowiadał tych bzdur! Z Irmą widziałem się może dwa razy i to podczas jej meczy! Przysięgam, że nie miałem z nią nic wspólnego!

- Miałaby mnie okłamać najlepsza przyjaciółka?! Daruj sobie!

- To prawda! Widziałem ostatnio Irmę z tym waszym znajomym fotografem! Jak mam ci udowodnić, że nadal cię kocham?!

- Jak? Ty nie możesz mi już tego udowodnić, bo tak nie jest… - wyrwałam z siebie te słowa, chociaż dobrze wiedziałam, że były szczerym kłamstwem.

- A ty? Czujesz jeszcze coś do mnie? Powiedz mi, że nic, to cię zostawię. Nie będę dzwonił i pisał.

- Ja… - zaczęłam, czując, że trzy litery nie przejdą mi przez gardło. – Nie mogę… - zakończyłam połączenie i rzuciłam się na łóżko. Wpadłam w histerię.

Zaczęłam głośno i nieprzerwalnie płakać. Po piętnastu minutach, moja poduszka stała się mokra od łez. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Moje oczy były napuchnięte, a cera blada jak u nieboszczyka. Wzięłam ostrze z nowej golarki, którą znalazłam w kosmetyczce i po prostu zaczęłam bawić się w rzeźbiarza, jednak nie w kamieniu, a w skórze lewej ręki. Nie miałam zamiaru się zabijać. Bo po co? Nikt nie zwróciłby nawet na to uwagi. Ludzie zazwyczaj odbierają sobie życie, żeby inni pomyśleli, jak bardzo ich skrzywdzili. Ja nie miałam już nikogo. Nikt nie miałby przeze mnie wyrzutów sumienia, a poza tym po co odbierać innym życie, jeśli moje jest już doszczętnie zniszczone. Gdy na podłodze było już pełno krwi pomieszanej ze łzami, wzięłam do ręki tabletki na depresję, które miałam w szafce i zaczęłam je połykać. Na trzeciej skończyłam. Nie dlatego, ze straciłam przytomność. Po prostu się opamiętałam. Z pozoru, gdy ludzie na mnie patrzą, widzą człowieka silnego, twardego, ścianę nie do przebicia, jednak ci, którzy znają mnie od środka, wiedzą, że jestem jak gąbka, która chłonie wszystko, co mnie rani, a nic co potrafi ucieszyć. Z trudem się podniosłam i poszłam do salonu. Powiedziałam sobie, że na tym świat się nie kończy. Włączyłam muzykę, a dokładniej heavy metal na cały regulator i siedziałam na poduszce, pijąc gorące kakao, które pierwszy raz w życiu mi nie smakowało.


Krótki rozdział, ale uwierzcie, że takie sceny bardzo ciężko się opisuje J Niestety, powoli zbliżamy się ku końcowi tego opowiadania, ale jeszcze do epilogu pozostało trochę rozdziałów J  Kolejne opowiadanie właśnie powstaje. Komentujcie!

piątek, 23 sierpnia 2013

Mam do Was pytanie!

Pod wpływem nagłego natchnienia i impulsu zaczęłam pisać opowiadanie, całkiem z innej beczki, mianowicie na tle historycznym, ale naturalnie przygodowe z głównym wątkiem romantycznym. Nie wiem, czy jest  sens zakładać nowego bloga, jak skończę "A teraz zaczekaj...", jeśli nikt nie będzie go czytał, dlatego walcie z grubej rury, czy czytałybyście coś takiego. :)

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 14

Weszłam do mojego świeżo umeblowanego mieszkania. Wyglądało naprawdę prześlicznie, chociaż nigdy nie byłam zbytnio wymagająca. Zajrzałam najpierw do kuchni. Była niewielka, ale urządzona bardzo stylowo. W końcu małe jest piękne. Kuchnia łączyła się z salonem, który wprowadził mnie w stan euforii. Od razu skoczyłam na wielką sofę, stojącą w rogu. Nie kontrastował z innymi pomieszczeniami, ponieważ też był niebieski. Dalej weszłam do błękitnej łazienki, która również wyglądała przeuroczo. Rozmarzyłam się, widząc wielką wannę. Następnie weszłam do swojej sypialni. Oczywiście z zamkniętymi oczami. Każdy się zapewne domyśla, w jakim była kolorze. Zaśmiałam się sama do siebie, że klub musiał wydać fortunę na to mieszkanie. Przypomniałam jeszcze sobie, że za dwa dni miałam dostać nowiutką białą Kie Sportage. Na zaspy, które pojawiały się tu w czasie zimy, inny samochód nie zdałby egzaminu.

Wprowadziłam swoje walizki do pokojów i powoli zaczęłam się rozpakowywać. W międzyczasie zamówiłam jeszcze pizzę. Po pysznej kolacji, dokończyłam swoją robotę i poszłam wziąć gorącą kąpiel. Usiadłam na sofie i zaczęłam skakać po kanałach. Krótko mówiąc, nie miałam co robić. Zadzwoniłam do Irmy, ale nie odbierała. Wywnioskowałam, że wyszła gdzieś z Jurijem. Tradycyjnie moje myśli zaczęły krążyć wokół Matt’a. Czy ja za nim tęskniłam? O nie! W życiu! To zamknięty rozdział w moim życiu. Kilka łez ciężko stoczyło się po moich bladych od przebytej choroby policzkach. Zaczęłam pisać nową historię. O sobie, jako sportowcu. Skończyłam z dawnym życiem. Teraz liczyło się tylko zdrowie i kariera, nic więcej. Ostatnią bliską mi osobą była jeszcze Irma, która była oddalona ode mnie o kilkaset kilometrów. Ciekawe, czy mój ojciec wie, że wyzdrowiałam. Czy się cieszy. Jednak, wątpiłam w to. Położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć, snując myśli, czy na pewno dobrze postąpiłam. Może mogłam dać Anderson’owi kolejną szansę? Nie!

- Nawet tak nie myśl! – krzyknęłam sama do siebie, gwałtownie się budząc. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam cicho szlochać. Przypomniałam sobie wszystkie chwile z nim spędzone. Tak bardzo mi go brakowało. Zaczynałam żałować, że wyzdrowiałam. Ponownie odechciało mi się żyć. Co miałam zrobić? Wstałam z łóżka i wygrzebałam zdjęcie swojej mamy. Z niewielkiej fotografii uśmiechała się do mnie i dodawała mi odwagi. Miałam wrażenie, że przede mną stoi i daje niezawodne rady. Włożyłam zdjęcie pod poduszkę i usiłowałam zasnąć. W nocy przyśniła mi się moja mama. Prawą dłonią pokazywała na swoje serce, jednak nic do mnie nie mówiła, tylko ciepło się uśmiechała. Dokładnie tak, jak wtedy, kiedy widziałam ją po raz ostatni. Weszłam do pięknej krainy, otoczonej lasami. Przede mną płynął strumień, a w dali widziałam zarysy gór. Pomyślałam, że tak musi wyglądać niebo. Gdzieś koło mnie bawiły się dzieci i skakały sarny. Do moich uszu docierał czyjś śmiech i słodkie ćwierkanie ptaków. Ponownie pojawiła się moja mama, jednak tym razem złapała mnie za rękę. Zaczęła nucić mi piosenkę, która zawsze usypiała mnie w dzieciństwie.

Żaden dzień sie nie powtórzy, 
Nie ma dwóch podobnych nocy, 
Dwóch tych samych pocałunków, 
Dwóch jednakich spojrzeń w oczy. 

Wczoraj, kiedy twoje imię 
Ktoś wymówił przy mnie głośno, 
Tak mi było, jakby róża 
Przez otwarte wpadła okno. 

Uśmiechnęłam się, ponownie słysząc te słowa. Jednak nie dane mi było się nacieszyć tą chwilą. Usłyszałam grzmot, a od razu potem zobaczyłam błyskawicę, która oddzieliła mnie od mamy. Zerwałam się gwałtownie i z powrotem zobaczyłam jasne ściany mojej sypialni. Zerknęłam na zegarek. Była 6:30. W sam raz, żeby pobiegać. Wyciągnęłam z szafy swoje stare, wytarte dresy i zieloną bluzę. Za nogi założyłam wysłużone air max’y i wybiegłam z mieszkania. Biegłam truchtem przez park. Na drzewach pojawiały się zielone liście. Był koniec marca i pogoda znacznie się zmieniała. Usiadłam na jednej z ławek, stojących pod wielkim platanem. Odpoczęłam pięć minut i pobiegłam dalej, po drodze kupując kakao i świeże mleko, ponieważ w lodówce nie miałam nic. Treningi miałam zacząć już po jutrze, więc musiałam trochę popracować nad swoją kondycją, która po przebytej chorobie pozostawiała wiele do życzenia. Weszłam do domu i usłyszałam piosenkę Pink Floyd’u, która dobiegała z mojej kieszeni. Wyciągnęłam telefon, uśmiechając się do wyświetlacza, na widok „Irmy”.

- Witam panią! Jak mieszkanko?! - usłyszałam wesoły głos przyjaciółki.
- Mieszkanko?! Nic dodać, nic ująć. Całe niebieskie! A co u Ciebie? – roześmiałam się.
- W porządku. – zmarkotniała.
- Coś ty taka niewyraźna? – zmieniłam temat, słysząc głos Arkadiewnej.
- A nic, nic. – powiedziała.
- Powiedz mi. Przecież wiesz, że mi możesz wszystko…
- Jestem w ciąży. - rzuciła prosto z mostu, a ja straciłam grunt pod nogami.


Wróciłam. Znowu zmiana akcji! Mam nadzieję, że do zawału nikogo nie doprowadziłam J Cieszycie się, że za niedługo do szkoły? Bo ja „skaczę z radości”!!!  J

czwartek, 8 sierpnia 2013

The Versatile Blogger

Dziękuję za nominację Volleyy  i Asi :)

Zasady Konkursu:

  1. Podziękuj nominującemu na jego blogu
  2. Pokaż nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu
  3. Napisz 7 faktów o sobie
  4. Nominuj 15 blogów które na to zasługują
  5. Poinformuj ich o tym

7 faktów o mnie:

1. Jestem zakochana w siatkówce na zabój.
2. Jestem środkową :)
3. Siatkówkę zrozumiałam i pokochałam mając 8 lat.
4. Ten wspaniały sport zaczęłam uprawiać dopiero w wieku 14 lat.
5. Moim idolem i wzorem do naśladowania są K. Ignaczak i A.Gołaś.
6. Mój ulubiony klub to Asseco Resovia Rzeszów i JSW :)
7. Kocham pierogi <3

Nominuję:

NAGRODA:







środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 13

Stałam na płycie Kazańskiego lotniska i czekałam na Irmę, która tradycyjni przybyła punktualnie. Rzuciła mi się z płaczem na szyję. Miałam to uznać za ciepłe powitanie. Jak to ja, nigdy nie płaczę, zacisnęłam zęby, żeby z moich oczu nie wypłynęła ani jedna łza. Rozmawiając o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnim czasie, wróciłyśmy do mieszkania. Wszystko było po staremu. W kuchni siedział Jurij, który widząc mnie od razu się poderwał i podszedł mnie przytulić. Jednej osoby mi brakowało. Matt’a.

- A gdzie Matthew? – spytałam. Zdziwiłam się, widząc ich spietrane miny.
- Nie mógł przyjść. – powiedział Jurij.
- Ma trening? – jak mógł mieć trening, skoro Bierieżko stał przede mną.
- Nie do końca… - mieszała się Irma.
- Powiecie mi w końcu o co chodzi?!
- Może lepiej, jeśli sam ci do wszystko powie. Idź do niego. – powiedział przyjmujący.
- Ach tak, czyli to ja muszę się fatygować, żeby łaskawie się ze mną przywitał?
- Matt popełnił głupotę, do której teraz trudno mu się przyznać. Idź, porozmawiaj z nim. – zasugerowała Irma.

Zgodziłam się i po chwili szłam już ulicami Kazania.
Będąc prawie pod drzwiami klatki, zauważyłam parę trzymającą się za ręce. Własnym oczom nie uwierzyłam, kiedy w twarzy chłopaka rozpoznałam Matt’a. Podeszłam bliżej, nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków, jednak nic nie tłumaczyło go z tego, że blondynka dała mu soczystego buziaka. Dziewczyna ominęła mnie i z uśmiechem na ustach zniknęła w następnej uliczce. Wtedy też Matthew się obrócił i zobaczył mnie, przyciśniętą do ściany budynku. Podbiegł do mnie i miał czelność wziąć mnie jeszcze za ręce. Jednak ja użyłam bardziej radykalnych środków. Uwolniłam się z jego żelaznego uścisku i wymierzyłam mu solidny policzek. Chciałam jak najprędzej od niego uciec, jednak uniemożliwił mi to.
- Monika, posłuchaj. Daj mi się wytłumaczyć. – prosił.
- Tu nie ma nic do tłumaczenia! Znalazłeś sobie inną! Proszę bardzo, tylko przykro mi, że w czasie, kiedy zmagałam się z chorobą, opiekowałam się twoją siostrzenicą, byłam na pogrzebie twojej siostry!
- Wiem, wiem… - chwilami robiło mi się go szkoda. – Chwila słabości. Naprawdę, nie wracałaś tak długo. Wszystko mogło się zdarzyć, nie mogłem tego wytrzymać! Ja cię przecież kocham!
- A ja wytrzymałam. Żyję, wróciłam do ciebie. Nie mogłam się doczekać aż znowu cię przytulę, zobaczę, a ty? – popatrzyłam na niego ze łzami w oczach i po prostu uciekłam. Wpadłam do mieszkania i zaczęłam szperać w szufladach, szukając koperty, która mogła zmienić moje życie.

- Czego szukasz? Dowiedziałaś się? – spytała Irma.
- Czyli wiedzieliście, jak mogłaś mi nie powiedzieć? – spojrzałam na nią z żalem.
- Wiedziałam, że wtedy się poddasz, nie będziesz walczyć! – broniła się.
- Wiem i dlatego nie mam ci tego za złe. Pamiętasz może, gdzie jest ta koperta z propozycją gry z Wołgogradu?
- Tu schowałam. – powiedziała, wyciągając kartkę z książki Jane Austen. – Chcesz jechać? – spytał roztrzęsionym głosem.
- Tak… Jeśli jeszcze to jest aktualne. – powiedziałam, wstukując w klawiaturę telefonu ciąg dziewięciu cyfr.

- Prezes Dinamo Wołgograd, dzień dobry. – usłyszałam głos.
- Dzień dobry panie prezesie. Z tej strony Monika Valentina Gonzalez. Dzwonię w sprawie oferty z pana drużyny. Czy jest jeszcze aktualna?
- Tak oczywiście! Jak się cieszę, że pani dzwoni! Spadła nam pani z nieba. Kiedy może pani przyjechać? Jest koniec stycznia, myślę, że jeśli sezon zaczyna się od czerwca, to powinna pani przyjechać za jakieś dwa tygodnie. Tutaj przygotowania zaczynają się o wiele wcześniej.
- Dobrze. Im wcześniej, tym lepiej. Czy mieszkanie i… - zaczęłam.
- A tak, tak! Oczywiście. Mieszkanie i samochód będzie miała pani na miejscu. Wyślemy mailem resztę informacji. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia.
- Ja również, do widzenia. – zakończyłam rozmowę i zerknęłam na Irmę.

- Naprawdę tego chcesz? – spytała.
- Chcę. Nie mogę tu zostać. Zawieszę studia i wyjadę. Poradzisz sobie?
- Dam sobie radę. Martwię się o ciebie. – przytuliła mnie.
- Nie masz o co. – uśmiechnęłam się do niej i wyszłam do swojego pokoju.

Dwa tygodnie później…

Spakowana i gotowa do wyjazdu, siedzę na łóżku i piszę list do Matt’a. W ostatnim czasie dobijał się do mnie, jednak nie dawałam znaku życia.

Podeszłam do Irmy, stojącej w drzwiach i oddałam jej list.
- Daj Matt’owi. – powiedziałam.
- Jasne… - uśmiechnęła się i przytuliła mnie na pożegnanie. – Dzwoń codziennie.
- Oczywiście. Sprzedaj w końcu to pianino, pieniądze starczą ci na pół roku czynszu.
- Będę pamiętać.

Wyszłam z mieszkania i po dwóch godzinach byłam już w powietrzu, kierując się kierunku mojego nowego domu…


13 rozdział, pechowy rozdział. Dostałam weny dzisiaj, wpadłam na ciekawy pomysł, mam nadzieję, że się spodoba. Muszę Was uprzedzić, że wyjeżdżam w sobotę na tydzień na obóz siatkarski, więc będziecie musiały wytrzymać jeszcze to nieszczęsne siedem dni bez rozdziału, ale przyrzekam na własną piłkę, że jak wrócę to od razu dodam, a w trakcie, pomiędzy morderczymi treningami, będę coś skrobać w zeszycie J Pozdrawiam!

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 12

- Jak to nie? – Matt prawie krzyczał to telefonu.
- Matt, twoja siostrzenica siedzi tutaj, ze mną. – powiedziałam ucieszona.
- Ale jak to?
- Ona jedna się uratowała, musisz coś  zrobić. Albo twoi rodzice się nią zajmą.
- Wątpię…
- Dlaczego?
- Rodzice od początku nie byli zadowoleni tym małżeństwem mojej siostry i nie wiem, czy będą chcieli zająć się małą.
- Ale to by było bezduszne… - ryknęłam.
- Monika, muszę kończyć. – wyłączył się jakby nigdy nic. Coś było nie tak. I przypuszczałam, że powodem nie był wypadek jego siostry.

- Co robimy? – za chwile mała istotka pociągnęła mnie za rękaw bluzy.
- Wsiadamy do samolotu. – uśmiechnęłam się niemrawo, ponieważ gnębiła mnie cała ta sprawa z Andersonem.
- Pograsz ze mną w karty? – spytała, wyciągając talię kolorowych kart. Już miałam zaprzeczyć, jednak stwierdziłam, że nie ma sensu zasmucać dziewczynki bez powodu.
- Oczywiście. – zaserwowałam jeden ze swoich promiennych uśmiechów.

Lot był niedługi, jednak przez burzę, dzięki czemu nie odnosiłam zbyt przyjemnych wrażeń. Z gry karty wyszły nici, gdyż moja towarzyszka usnęła po dziesięciu minutach w powietrzu. Myślałam o Matthew. Miałam złe przeczucie, że chłopak coś przede mną ukrywa. Wylądowaliśmy i wyszłam razem z Alice złapać taksówkę. Bałam się, jak zareagują jej dziadkowie na widok nielubianej wnuczki. Dojechałyśmy do wielkiego, białego domu z potężnym ogrodem, jak ze starych filmów amerykańskich. Zapukałam do drzwi, nie wypuszczając z ręki malutkiej dłoni Alice. Po chwili usłyszałyśmy brzęk zamka i w drzwiach pojawiła się pani Anderson.

- Dzień dobry… A co ona tu robi!? Przecież ona nie żyje! – krzyknęła.
- Przeżyła proszę panią. Wiem, że mieli państwo inną informację… - nie dokończyłam, bo kobieta zaczęła przytulać Alice. Tego się nie spodziewałam. Później pojrzała na mnie.
- Dziękuję ci, że się nią zajęłaś, naprawdę, bardzo nam pomogłaś. – uścisnęła moją dłoń i ciepło się uśmiechnęła. – Monika, tak? – przytaknęłam – Matt wiele mi o tobie opowiadał, rzeczywiście jesteś przepiękną dziewczyną.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się i zastanawiałam się czego jeszcze nagadał jej synek. Weszłyśmy do domu, a dokładniej do potężnego salonu, gdzie siedziała już cała rodzina. Znalazłam miejsce obok matki chrzestnej mojego chłopaka, a Alice zasiadła na honorowym miejscu obok babci. Niedługo później zaczął się pogrzeb, a po dwóch godzinach było po wszystkim. Udałam się do państwa Andersonów, żeby spytać, co będzie z małą.
- Najprawdopodobniej będziemy musieli oddać ją do domu dziecka… - powiedział senior rodu.
- Ależ skąd! Nie zostawimy jej! – krzyczała na męża Charlotte. – bo tak się nazywała mama Matt’a.
- Nie mamy pieniędzy na wychowywanie jeszcze jednego dziecka, a poza tym nigdy jej nie lubiliśmy. Jeśli przyjmiesz ją, ja się wyprowadzę. – usłyszałam zza drzwi urywek rozmowy.
- A może Matthew się nią zajmie? Wyjedzie do Rosji razem z Moniką! – Charlotte szukała ostatniej deski ratunku.
- Nie obędę obarczać syna dzieckiem. Jego obowiązkiem jest grać, a nie bawić się w niańkę! – nie mogłam już tego wytrzymać.
- A co było napisane w testamencie, co?! „Mój brat, Matthew Anderson, po mojej i męża śmierci, bierze odpowiedzialność za nasze dziecko, Alice Łęcką…”.
- Wygrałaś. – mruknął Anderson, a ja aż podskoczyłam z radości.

 Poszłam pożegnać się z dziewczynką, mówiąc, że za miesiąc się spotkamy. Wyszłam z domu, szukając taksówki, żeby dostać się na mój samolot. Po godzince jazdy deszczowymi ulicami, dotarłam do Buffalo’s Airport. Wsiadłam do samolotu i wkrótce byłam w Bostonie. Weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Jednak choroba dawała o sobie znać. Bolała mnie głowa, było mi słabo i zrobiłam się strasznie blada.

Miesiąc później…

Czarne światło, białe światło, a w oddali coś czerwonego. Wyciągnęłam rękę, żeby złapać motyla latającego nade mną, jednak ile razy usiłowałam go dotknąć, ten rozpływał się jak chmura. Z jednej strony dobiegały mnie odgłosy Sonaty Mozarta, a z drugiej Havy Metal, i o ile się nie mylę, był to Dream Evil! Chwilę później poczułam lekkie uszczypnięcie na lewej ręce w okolicach nadgarstka i usłyszałam głos…
- Budzi się, dziękuję panowie, przeszczep się udał!


DZIEŃ DOBRY!!! :D Jak ja dawno nie pisałam, wyszłam z wprawy, ale jak widzicie, wszystkie wasze pytania zaczynają dostawać odpowiedzi ;) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. A, i właśnie mam do was pytanie. Nigdy nie wiem, czy mam pisać np. „Myślę o Matthew’ie”, czy „Myślę o Matthew”? I mam 6 z angielskiego :D Pozdrawiam.