- Monika! – uśmiechnął się Matt i podał mi rękę, żebym
wyszła z wody. Oczywiście nie trzeba było mnie długo prosić. Za chwilę z basenu
wygrzebała się również Irma. Anderson przyszedł z Jurijem Bierieżko. Arkadiewna
wyglądała przy nich jak karzełek, ale cóż, nawet moje metr osiemdziesiąt to mało przy takich mutantach. Przywitałyśmy się z siatkarzami, a
korzystając z okazji przedstawiłam im
moją nieśmiałą Irmę. Dziewczyna mało się odzywała, czego powodem był
prawdopodobnie przeszywający wzrok Jurija. Chłopak nie spuszczał jej z oczu.
- Co powiecie na małe zawody? – spytał Anderson,
niemiłosiernie się do mnie szczerząc.
- Nie, no dajcie spokój… Nie chcę drugi raz przegrać. – Irma
odzyskała dar mowy.
- Tym razem nie mam z tobą szans. – powiedziałam do
Arkadiewnej, po czym ustawiłam się przy stopniu.
- Jedziemy sztafetą? – spytał Jurij.
- Dobra, tylko ja jestem… - zaczęła Irma, ale nie
dokończyła, bo siatkarz jej przerwał.
- Ja płynę z panną Arkadiewną, a Matt z Moniką i wszystko
jasne. – słodko się uśmiechnął do swojej „partnerki”. Popatrzyliśmy się na
siebie z Andersonem i zaczęliśmy się śmiać.
Ponieważ nie chciało nam się specjalnie męczyć, każdy
przepłynął tylko dwa baseny. Okazało się, że Matt minął się z powołaniem, bo
pływa jak mistrz olimpijski. Cudem wygrali nasi rywale, ale to tylko dlatego,
ze Anderson opił się wody i zatrzymał się w połowie basenu. Biedaczek…
- Pić ci się zachciało? – spytałam przez śmiech.
- Bardzo śmieszne. Szkoda, że cały czas nadrabiałem. – zbulwersował
się przyjmujący.
- Już się tak nie złość. My już wracamy z Irmą, bo nam się
godzina kończy. – powiedziałam, zerkając na Arkadiewną, która odetchnęła z ulgą
na tą wieść. Wyszłyśmy z basenu, machając chłopakom na pożegnanie.
- O mój Boże, co za ulga… - sapnęła Irma, kiedy stanęłyśmy
przed wejściem do parku.
- Co cię tak zmęczyło? – uśmiechnęłam się.
- Widziałaś jak on się na mnie patrzył? – powiedziała z
obrzydzeniem.
- Spodobałaś mu się.
- Niestety… - warknęła.
- Oj Irma, czemu jesteś taka niedostępna. Nie wszyscy faceci
są przecież jak… - nie dokończyłam, gdyż przysłowiowo „ugryzłam się w język”.
- Możesz mi łaskawie o nim nie przypominać? To stare dzieje.
Chodźmy lepiej do domu.
Wróciłyśmy do mieszkania, wysuszyłyśmy porządnie włosy i
poszłyśmy pobiegać. Nasz plan na dzisiejszy dzień powoli się realizował.
Biegałyśmy różnymi uliczkami ponad dwie godziny. Do domu wpadłyśmy wymęczone i
zdyszane.
- Ty dziś gotujesz. – wysapałam do Irmy.
- Stawiam coś na wynos, nie mam siły stać jeszcze przed
kuchenką…
- Miała być jeszcze siłownia. – uśmiechnęłam się.
- Daj mi spokój. – Irma złapała jednego buta, którego przed
chwilą ściągnęła i rzuciła we mnie z całą siłą.
- Widzę, że domagasz się, żebym ci oddała. – roześmiałam się.
- Lepiej nie… - krzyknęła, po czym wpadła do swojego pokoju
i zamknęła się na klucz. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i poszłam do
siebie. Przebrałam się w wygodne ubrania i zasiadłam do notatek z wykładów.
Było tego bardzo sporo. Czytałam, kułam, chyba ponad trzy godziny, ale i tak prawie
nic nie wchodziło mi do głowy. Ciągle myślałam o zbliżającej się lidze. Nie
mogłam sie doczekać najbliższych treningów, meczy. Czułam, że w tym roku moje
życie się zmieni, pod wieloma względami. Siedziałam tak zamyślona i wgapiona w
ścianę, kiedy do pokoju wparowała Irma.
- Chińszczyzna czy ostre skrzydełka? – oparła się o próg i
wyciągnęła z kieszeni kartkę, na której miała zamiar napisać moje zamówienie.
- A co ty w kelnerkę się bawisz? – roześmiałam się.
- Jasne, a nie mogę? To co sobie życzysz?
- No to dawaj sushi… - powiedziałam bez namysłu.
- Serio? – wytrzeszczyła oczy.
- Jasne.
- Założę się, że tego nie tkniesz. – powiedziała z przekonaniem.
- O co? – podpuszczałam ją. – Umówisz się z Jurijem, jeśli
wpakuję w siebie surowego łososia?
- I tak nie zjesz, więc dlaczego miałabym się nie założyć.
Zakład przyjmuję.
- No to tnij. – podałam jej rękę i za chwilę Irma wyciągnęła
telefon i zamówiła jedzonko. Później weszła do mnie do pokoju i zaczęła wylewać
z siebie potok słów.
- Ty myślisz, że serio mu się podobam? – położyła się na
łóżku i utkwiła wzrok w palmie na suficie.
- Na pewno… - uśmiechnęłam się, nie odrywając wzroku z atlasu
biologicznego.
- Ale przecież sportowcy to kobieciarze… - krążyła wokół
tematu.
- Zazwyczaj, ale są też ci porządni.
- A myślisz, że Jurij jest porządny? – kontynuowała, a mi
zachciało się śmiać.
- Tak mi się wydaje. Bo w sumie dlaczego nie miałby taki być...
Ale przecież nawet nie wiesz jeszcze, czy coś do ciebie czuje. – powiedziałam po
chwili namysłu.
- Ale ja się ciebie tak pytam, no wiesz… na zapas. – uniosła
wskazujący palec do góry, na co przytaknęłam. – Może ten nieszczęsny mecz to
nie jest taki zły pomysł… Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – krzyknęła, widząc
jak wpatruję się w zapisane kartki papieru.
- Ależ oczywiście! – broniłam się. – Idź otwórz, bo chyba
nasze żarełko przyjechało. – Uratował mnie dzwonek do drzwi. Po chwili Irma
wróciła z dwoma opakowaniami, a w jednym z nich znalazło się moje sushi.
- No proszę. Jedz. – podała mi pałeczki z triumfalnym
uśmiechem na ustach. Ja natomiast, jakby nigdy nic, wzięłam pierwszy kęs do
ust, potem drugi i z uwagą przyglądałam się Arkadiewnej, która z zachwytu, a
może i ze zdziwienia otworzyła usta.
- Zamknij paszczę, bo ci krowa nasika. – mruknęłam i
zaczęłam się śmiać.
- O mój boże, to jednak będę się musiała z nim chyba umówić.
– powiedziała zmartwiona. – Błagam, miej litość. Zrobię wszystko, tylko nie to!
– załamała się.
- Pomyślę o tym… - uśmiechnęłam się i kontynuowałam swoją
kolację, która tak naprawdę była paskudna…
Co słychać? SOVIA
MISTRZEM! Jestem przeszczęśliwa. A wy komu kibicujecie? Przepraszam, że nie
dodałam wcześniej, ale miałam małe problemy techniczne oraz brak czasu. A w
niedzielę wieczorem był finał i chyba wszystkie rozumiecie, że musiałam
wspierać moją kochaną Resovię :)
Super rozdział :)))
OdpowiedzUsuńŚwietny !
OdpowiedzUsuńOj, ja nie wątpię, że jej życie się zmieni. Chyba nawet wiem dzięki komu :D
A co do tego komu kibicuję...MISTRZ MISTRZ RESOVIA ! i wszystko jasne ;)
Jestem Resoviakiem :D
UsuńJa nie jestem Resoviaczką ale za to uważam, że twój blog jest świetny. Czekam na dalsze losy Matta i Moniki, a w wolnych chwilach zapraszam do mnie na http://volleyball-lost-dreams.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńsuper rozdział, super opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńfaktycznie mało jest z Mattem ;p
informuj mnie jak możesz na : 2318254
~Asiaa
Dziewczyno zaczyna się bardzo fajnie!! Jest naprawdę super, prosiłabym o więcej:)
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie blog rusza od piątku http://wszystko-ma-jakis-powod.blogspot.com/