piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 4


W końcu nadszedł dzień meczu. Arkadiewna niestety nie byłą tym faktem zachwycona, ale ostatecznie przekonałam ją. Usiadłyśmy sobie między bandą, a słupkiem sędziowskim z niebieskimi szmatkami w dłoniach. Oczywiście założyłyśmy  koszulki naszej drużyny, jednak gdyby grał plus ligowy klub, ubrałabym się zdecydowanie inaczej. Po chwili na płycie boiska pojawili się siatkarze. Rozsiedli się wygodnie na całej szerokości i zaczęli się rozgrzewać. Od razu wypatrzyłam przyjmującego z jedynką na plecach. Rozglądał się po wszystkich rzędach. Nie był to nikt inny jak Matt. Wolałam się nie odzywać, bo wyśmiałby mnie, że siedzę na szmatach, a nie w pierwszym rzędzie trybun. Niestety gwiazdeczki z reguły takie są.
- Nudno tu… - stwierdziłam, obrywając najmniejsze niteczki wychodzące z mojej niebieskiej szmatki.
- I ty to mówisz? Ty się przecież nigdy nie nudzisz… - podsumowała mnie Irma.
- Ja tylko stwierdzam fakty. – powiedziałam i z nudów zaczęłam się przyglądać „jedynce”, która nieudolnie starała się wykonywać  męskie pompki. Nie mogłam się powstrzymać…
- Matt, pełne pompeczki! Postaraj się! – wydarłam się, czym przyciągnęłam uwagę wszystkich zawodników. Chłopaki parsknęli śmiechem, a Anderson popatrzył na mnie z mordem w oczach, chyba mnie nie poznając. Z daleka przypominałam kulkę z burzą kłaków na głowie, a nie prawdziwą Monikę.
- Zrobisz lepsze? – krzyknął przez pół boiska.
- A założymy się? – jak ja lubię się droczyć. Taka polska natura…
- Lepiej wycieraj porządnie boisko, bo wylecisz! – oj, teraz to się nieźle wkurzył. Bynajmniej się tym nie przejmowałam, ale też nie chciałam go rozpraszać przed meczem, dlatego skończyłam zabawę.

Mecz się zaczął. Fajnie się oglądało walkę Kurek kontra Anderson. Gwoździe szły jeden po drugim, punkt za punkt. Każda akcja trwała blisko minuty. Zapowiadało się bardzo długie spotkanie. Końcem drugiego seta, coraz częściej biegałyśmy ścierać boisko, jednak w większości na stronę Dynama. Na piłce setowej Matt zażądał wytarcia parkietu. Podniosłam rękę i podbiegłam do miejsca, które wskazał przyjmujący. Nie zwracał na mnie uwagi, dopiero jak wstałam popatrzyłam się na niego. Oczy wyszły mu z orbit, a na twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Kończ to, bo seta przegracie… - szepnęłam i pobiegłam na swoje miejsce. Widziałam tylko jak Matt stoi wryty w ziemię i przygląda mi się z uwagą. Pokazałam palcem na siatkę, czym wyrwałam go z transu. Ustawił się odpowiednio, a ja wróciłam do oglądania meczu. Seta wygrał nasz Kazań, jednak dopiero przy wyniku 29:31. W sumie, tego można się było spodziewać. Wstałam z miejsca i poszłam po trzy zgrzewki wody, które wskazał fizjoterapeuta. Oprócz ścierania, musiałam również działać jako obsługa, szkoda tylko, że nam za to nie płacą. Podeszłam do stolika i zaczęłam wyciągać butelki z foliowych opakowań. Podeszłam do zawodników i podałam im picie.
- Od kiedy jesteś na obsłudze? – przede mną wyrósł sam Jurij Bierieżko.
- A tak się złożyło… - uśmiechnęłam się.
- A jest Irma? – spytał z nadzieją w głosie.
- Jest, o tam siedzi. – wskazałam na krzesełka pod słupkiem sędziowskim. - Nie zauważyliście nas?
- Raczej skupiam się na piłce. – roześmiał się, spoglądając w stronę dziewczyny. Cieszył się jak dziecko. – Szukałem jej wzrokiem na trybunach, ale już wiem dlaczego nie znalazłem.
- Nie podrywaj mi tutaj… - nagle za mną pojawił się Matthew i objął mnie ramieniem, na co ja zmroziłam go spojrzeniem. Od razu wziął rękę. Jurij zaczął się z nas śmiać.
- Ale się kochacie… - podsumował.
- Mhm… jak pies z kotem. – mruknęłam pod nosem.
- Oj, już się tak nie bocz. – Matt starał się mnie udobruchać. - Pompki dalej aktualne? – spytał po chwili.
- Jak najbardziej. – uśmiechnęłam się zadziornie.
- Po meczu w szatni. Zobaczymy kto więcej zrobi. Dostaniesz fory, bo będę zmęczony. – powiedział.
- Myślisz, że nie wierzę w swoje możliwości? Mylisz się kochaniutki. Wracam, bo muszę wytrzeć „miejsce bitwy”. – ostatnie wyrażenie wzięłam w tak zwane „króliczki”, na co chłopaki wybuchli śmiechem. – Nie śmiejcie się, zapowiada się niezła batalia… - pogroziłam im palcem i poszłam do Irmy, która przywołała mnie ręką, ale równocześnie pomachała do moich towarzyszy.
-My tu mamy pracować, a nie pogaduchy sobie urządzać. – zbeształa mnie.
- Coś ty taka dzisiaj nie w sosie?
- Mam swoje powody. – warknęła.
- No już się tak nie denerwuj. Powiedziałam coś nie tak? – spytałam.
- Nie. Nic, nie ważne. Siadaj, bo set się zaczyna. – powiedziała i przycupnęła na zielonym stołeczku, ciągnąc mnie za koszulkę. Posłusznie zajęłam miejsce obok skrzydłowej i całkowicie pochłonęłam się meczem.

Ostatecznie wygrał Zenit Kazań, jednak po pięciosetowej bitwie. Ale w sumie wszyscy, poza wiecznymi optymistami (czyt. Matt i Jurij) tak przewidywali. Zgodnie z umową po meczu zjawiłyśmy się z Irmą w szatni, która opustoszała. Zostało tylko dwóch wspaniałych, czyli Anderson i Bierieżko.
- I jak, zaczynamy? – spytał z zawadiackim uśmiechem.
- Naturalnie… - odwzajemniłam gest i chwilę później znalazłam sobie miejscówkę na posadzce, podobnie jak Matt.
- Mamy liczyć? – Irma chyba starała się mnie wspierać, ale nie za bardzo jej to wychodziło.
- Będzie sprawiedliwie. – podsumowałam. – Irma Tobie… – zwróciłam się do przyjmującego. – A Jurij mi, zgoda? – powiedziałam, po czym wszyscy zgromadzeni na naszym pompkowym turnieju przytaknęli.
- No to jedziemy. – ogłosił Matt i zaczęliśmy nasze zmagania.
Szło mi całkiem dobrze, byłam już przy pięćdziesiątej czwartej pompce, co prawda, ręce trzęsły mi się już niemiłosiernie, a z twarzy kapały kropelki potu. W tej samej chwili Matt poległ na ziemię. Czułam, że zrobił to w ostatniej chwili, bo sama więcej bym nie wytrzymała. Jednak biedaczka usprawiedliwiał pięciosetowy mecz. Wcale mu się nie dziwiłam. Przewróciłam się na plecy i łapczywie wyłapywałam z powietrza wszystkie atomy tlenu. Matt podparł się na łokciach i popatrzył na mnie z szerokim uśmiechem.
- Przyznam, że czegoś takiego się po dziewczynie nie spodziewałem. – wysapał.
- Mierz siły na zamiary! – uśmiechnęłam się i obróciłam głowę w jego stronę, dalej nie mogąc złapać oddechu.
- Niezła jesteś… A wy co stoicie jak kołki? – popatrzył na Jurija i Irmę. – Kto zrobił więcej? – Nasi towarzysze chytro się uśmiechnęli.
- Było tyle samo!- powiedziała Arkadiewna.
- Ale jakim cudem? Miałem pięćdziesiąt cztery! – krzyknął przerażony.
- Ja też. – szepnęłam, z trudem podnosząc się do pozycji siedzącej.
- No to rewanż. – powiedział Jurij, z trudem powstrzymując śmiech, widząc minę swojego przyjaciela.
- Jestem za… - przytaknął Matt. – Podciągamy się na drążku, pasi?
- Że co? Postradałeś zmysły człowieku? – ryknęłam.
- Czyli twierdzisz, że jesteś słabsza. – ale mnie prowokował. W sumie, to nie mogłam odpuścić.
- Zgoda. Pokaż gdzie i zaczynamy…

Długi wyszedł, ale chyba o to chodziło ;) Jak tam wam minął tydzień? Komentujcie! ;)Co myślicie o nowym rozgrywającym Resoviaków, Fabian sobie poradzi? Bo ja myślę, że to był strzał w dziesiątkę ;) Pozdrawiam ;* 

4 komentarze:

  1. Rozdział super. Jak go czytałam to cały czas uśmiechałam się do monitora :D Ciekawe to wygra rywalizacje, a może znów remis ?
    Tydzień miałam dość stresujący - egzaminy.
    A co do transferu Fabiana to mam mieszane uczucia. Wydaje mi się, że lepiej rozwijałby się jakby został w Politechnice, bo tam był pierwszym. A w Resovi raczej będzie musiał pogodzić się z byciem drugim, bo wątpię, żeby Kowal zrezygnował z Tichacka. Pożyjemy zobaczymy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie niektóre decyzje wymagają poświęceń. Czytałam, że w Resovii zrobią dwa składy. Jeden na plus ligę, a drugi na Ligę Mistrzów, a w związku z tym, Drzyzga pewnie pójdzie na polską ligę, a Lukas na zagraniczną :) Jak egzaminy? Ja miałam próbne ;)

      Usuń
    2. Egzaminy całkiem nieźle nie narzekam :D Myślałam, że będzie gorzej, a przede wszystkim, że będą trudniejsze pytania ;)

      Usuń
  2. Jak ja lubie te rozdziały u ciebie :) Takie przyjemne i pozytywne. Ciekawa ta ich rywalizacja ;)
    Co do transferu...Niby dobra decyzja, ale nie zmienia to faktu, że nie mogę się jakoś do niego przekonać i nie wyobrażam go sobie w pasiaku..

    OdpowiedzUsuń