W końcu
nadszedł dzień meczu. Arkadiewna niestety nie byłą tym faktem zachwycona, ale
ostatecznie przekonałam ją. Usiadłyśmy sobie między bandą, a słupkiem
sędziowskim z niebieskimi szmatkami w dłoniach. Oczywiście założyłyśmy koszulki naszej drużyny, jednak gdyby grał
plus ligowy klub, ubrałabym się zdecydowanie inaczej. Po chwili na płycie
boiska pojawili się siatkarze. Rozsiedli się wygodnie na całej szerokości i
zaczęli się rozgrzewać. Od razu wypatrzyłam przyjmującego z jedynką na plecach.
Rozglądał się po wszystkich rzędach. Nie był to nikt inny jak Matt. Wolałam się
nie odzywać, bo wyśmiałby mnie, że siedzę na szmatach, a nie w pierwszym
rzędzie trybun. Niestety gwiazdeczki z reguły takie są.
- Nudno tu…
- stwierdziłam, obrywając najmniejsze niteczki wychodzące z mojej niebieskiej
szmatki.
- I ty to
mówisz? Ty się przecież nigdy nie nudzisz… - podsumowała mnie Irma.
- Ja tylko
stwierdzam fakty. – powiedziałam i z nudów zaczęłam się przyglądać „jedynce”,
która nieudolnie starała się wykonywać
męskie pompki. Nie mogłam się powstrzymać…
- Matt,
pełne pompeczki! Postaraj się! – wydarłam się, czym przyciągnęłam uwagę
wszystkich zawodników. Chłopaki parsknęli śmiechem, a Anderson popatrzył na
mnie z mordem w oczach, chyba mnie nie poznając. Z daleka przypominałam kulkę z
burzą kłaków na głowie, a nie prawdziwą Monikę.
- Zrobisz
lepsze? – krzyknął przez pół boiska.
- A założymy
się? – jak ja lubię się droczyć. Taka polska natura…
- Lepiej
wycieraj porządnie boisko, bo wylecisz! – oj, teraz to się nieźle wkurzył.
Bynajmniej się tym nie przejmowałam, ale też nie chciałam go rozpraszać przed
meczem, dlatego skończyłam zabawę.
Mecz się
zaczął. Fajnie się oglądało walkę Kurek kontra Anderson. Gwoździe szły jeden po
drugim, punkt za punkt. Każda akcja trwała blisko minuty. Zapowiadało się
bardzo długie spotkanie. Końcem drugiego seta, coraz częściej biegałyśmy
ścierać boisko, jednak w większości na stronę Dynama. Na piłce setowej Matt
zażądał wytarcia parkietu. Podniosłam rękę i podbiegłam do miejsca, które
wskazał przyjmujący. Nie zwracał na mnie uwagi, dopiero jak wstałam popatrzyłam
się na niego. Oczy wyszły mu z orbit, a na twarzy pojawił się zawadiacki
uśmiech.
- Kończ to,
bo seta przegracie… - szepnęłam i pobiegłam na swoje miejsce. Widziałam tylko
jak Matt stoi wryty w ziemię i przygląda mi się z uwagą. Pokazałam palcem na
siatkę, czym wyrwałam go z transu. Ustawił się odpowiednio, a ja wróciłam do
oglądania meczu. Seta wygrał nasz Kazań, jednak dopiero przy wyniku 29:31. W
sumie, tego można się było spodziewać. Wstałam z miejsca i poszłam po trzy
zgrzewki wody, które wskazał fizjoterapeuta. Oprócz ścierania, musiałam również
działać jako obsługa, szkoda tylko, że nam za to nie płacą. Podeszłam do
stolika i zaczęłam wyciągać butelki z foliowych opakowań. Podeszłam do
zawodników i podałam im picie.
- Od kiedy
jesteś na obsłudze? – przede mną wyrósł sam Jurij Bierieżko.
- A tak się złożyło… -
uśmiechnęłam się.
- A jest Irma? – spytał
z nadzieją w głosie.
- Jest, o tam siedzi. –
wskazałam na krzesełka pod słupkiem sędziowskim. - Nie zauważyliście nas?
- Raczej skupiam się na
piłce. – roześmiał się, spoglądając w stronę dziewczyny. Cieszył się jak
dziecko. – Szukałem jej wzrokiem na trybunach, ale już wiem dlaczego nie
znalazłem.
- Nie podrywaj mi
tutaj… - nagle za mną pojawił się Matthew i objął mnie ramieniem, na co ja
zmroziłam go spojrzeniem. Od razu wziął rękę. Jurij zaczął się z nas śmiać.
- Ale się kochacie… -
podsumował.
- Mhm… jak pies z
kotem. – mruknęłam pod nosem.
- Oj, już się tak nie
bocz. – Matt starał się mnie udobruchać. - Pompki dalej aktualne? – spytał po
chwili.
- Jak najbardziej. –
uśmiechnęłam się zadziornie.
- Po meczu w szatni.
Zobaczymy kto więcej zrobi. Dostaniesz fory, bo będę zmęczony. – powiedział.
- Myślisz, że nie
wierzę w swoje możliwości? Mylisz się kochaniutki. Wracam, bo muszę wytrzeć
„miejsce bitwy”. – ostatnie wyrażenie wzięłam w tak zwane „króliczki”, na co
chłopaki wybuchli śmiechem. – Nie śmiejcie się, zapowiada się niezła batalia… -
pogroziłam im palcem i poszłam do Irmy, która przywołała mnie ręką, ale
równocześnie pomachała do moich towarzyszy.
-My tu mamy pracować, a
nie pogaduchy sobie urządzać. – zbeształa mnie.
- Coś ty taka dzisiaj
nie w sosie?
- Mam swoje powody. –
warknęła.
- No już się tak nie
denerwuj. Powiedziałam coś nie tak? – spytałam.
- Nie. Nic, nie ważne.
Siadaj, bo set się zaczyna. – powiedziała i przycupnęła na zielonym stołeczku,
ciągnąc mnie za koszulkę. Posłusznie zajęłam miejsce obok skrzydłowej i
całkowicie pochłonęłam się meczem.
Ostatecznie wygrał
Zenit Kazań, jednak po pięciosetowej bitwie. Ale w sumie wszyscy, poza
wiecznymi optymistami (czyt. Matt i Jurij) tak przewidywali. Zgodnie z umową po
meczu zjawiłyśmy się z Irmą w szatni, która opustoszała. Zostało tylko dwóch
wspaniałych, czyli Anderson i Bierieżko.
- I jak, zaczynamy? –
spytał z zawadiackim uśmiechem.
- Naturalnie… -
odwzajemniłam gest i chwilę później znalazłam sobie miejscówkę na posadzce,
podobnie jak Matt.
- Mamy liczyć? – Irma
chyba starała się mnie wspierać, ale nie za bardzo jej to wychodziło.
- Będzie sprawiedliwie.
– podsumowałam. – Irma Tobie… – zwróciłam się do przyjmującego. – A Jurij mi,
zgoda? – powiedziałam, po czym wszyscy zgromadzeni na naszym pompkowym turnieju
przytaknęli.
- No to jedziemy. – ogłosił
Matt i zaczęliśmy nasze zmagania.
Szło mi całkiem dobrze,
byłam już przy pięćdziesiątej czwartej pompce, co prawda, ręce trzęsły mi się
już niemiłosiernie, a z twarzy kapały kropelki potu. W tej samej chwili Matt
poległ na ziemię. Czułam, że zrobił to w ostatniej chwili, bo sama więcej bym
nie wytrzymała. Jednak biedaczka usprawiedliwiał pięciosetowy mecz. Wcale mu
się nie dziwiłam. Przewróciłam się na plecy i łapczywie wyłapywałam z powietrza
wszystkie atomy tlenu. Matt podparł się na łokciach i popatrzył na mnie z
szerokim uśmiechem.
- Przyznam, że czegoś
takiego się po dziewczynie nie spodziewałem. – wysapał.
- Mierz siły na
zamiary! – uśmiechnęłam się i obróciłam głowę w jego stronę, dalej nie mogąc
złapać oddechu.
- Niezła jesteś… A wy
co stoicie jak kołki? – popatrzył na Jurija i Irmę. – Kto zrobił więcej? – Nasi
towarzysze chytro się uśmiechnęli.
- Było tyle samo!-
powiedziała Arkadiewna.
- Ale jakim cudem?
Miałem pięćdziesiąt cztery! – krzyknął przerażony.
- Ja też. – szepnęłam,
z trudem podnosząc się do pozycji siedzącej.
- No to rewanż. –
powiedział Jurij, z trudem powstrzymując śmiech, widząc minę swojego
przyjaciela.
- Jestem za… -
przytaknął Matt. – Podciągamy się na drążku, pasi?
- Że co? Postradałeś
zmysły człowieku? – ryknęłam.
- Czyli twierdzisz, że
jesteś słabsza. – ale mnie prowokował. W sumie, to nie mogłam odpuścić.
- Zgoda. Pokaż gdzie i
zaczynamy…
Długi wyszedł, ale chyba o to
chodziło ;) Jak tam wam minął tydzień? Komentujcie! ;)Co myślicie o nowym
rozgrywającym Resoviaków, Fabian sobie poradzi? Bo ja myślę, że to był strzał w
dziesiątkę ;) Pozdrawiam ;*
Rozdział super. Jak go czytałam to cały czas uśmiechałam się do monitora :D Ciekawe to wygra rywalizacje, a może znów remis ?
OdpowiedzUsuńTydzień miałam dość stresujący - egzaminy.
A co do transferu Fabiana to mam mieszane uczucia. Wydaje mi się, że lepiej rozwijałby się jakby został w Politechnice, bo tam był pierwszym. A w Resovi raczej będzie musiał pogodzić się z byciem drugim, bo wątpię, żeby Kowal zrezygnował z Tichacka. Pożyjemy zobaczymy :D
No w sumie niektóre decyzje wymagają poświęceń. Czytałam, że w Resovii zrobią dwa składy. Jeden na plus ligę, a drugi na Ligę Mistrzów, a w związku z tym, Drzyzga pewnie pójdzie na polską ligę, a Lukas na zagraniczną :) Jak egzaminy? Ja miałam próbne ;)
UsuńEgzaminy całkiem nieźle nie narzekam :D Myślałam, że będzie gorzej, a przede wszystkim, że będą trudniejsze pytania ;)
UsuńJak ja lubie te rozdziały u ciebie :) Takie przyjemne i pozytywne. Ciekawa ta ich rywalizacja ;)
OdpowiedzUsuńCo do transferu...Niby dobra decyzja, ale nie zmienia to faktu, że nie mogę się jakoś do niego przekonać i nie wyobrażam go sobie w pasiaku..